poniedziałek, 25 lipca 2016

LUDOBÓJSTWO !?


Sejm przyjął uchwałę o Wołyniu ze stwierdzeniem o ludobójstwie
Sejm podjął uchwałę.na Wołyniu doszło do ludobójstwa ludności
polskiej dokonanego przez Ukraińców.
Dla komfortu psychicznego i lepszego zrozumienia skomplikowanych
stosunków pomiędzy Polską i Ukrainą polecam pogląd historyczny
Piotra Tymy,prezesa Związku Ukraińców w Polsce znacznie różniący
się od obiegowych informacji w tym temacie.


Co się stało, że po długoletnim dialogu, którego symbolem stali się prymas
Józef Glemp i zwierzchnik grekokatolików, arcybiskup Myrosław Lubacziwkij,
dochodzimy do ściany czy raczej przepaści?

Na Ukrainie w polityce pamięci mamy do czynienia z periodycznymi
"trzęsieniami ziemi". Po dojściu do władzy Wiktora Janukowycza miały miejsce
 wydarzenia, które pośrednio wywierały wpływ na kwestię wołyńską.
 Od 2006 r. komunistka Olga Ginzburg stanęła na czele archiwów,
a ukraińskim Instytutem Pamięci Narodowej zaczął kierować historyk,
członek Komunistycznej Partii Ukrainy, Walerij Sołdatenko.
Doszło do negowania ludobójczego charakteru Wielkiego Głodu z lat 1932-33
(ok. 5 mln. ofiar).
Kijów coraz bardziej wpisywał się w moskiewski koncept przeszłości –
Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, wychwalania sowieckiego ruchu partyzanckiego
z okresu II wojny światowej (okólniki w tej sprawie rozsyłano m.in. do ambasady w Polsce).

Od lat 90. na Ukrainie wzrasta aktywność w sferze pamięci pozarządowych
inicjatyw, w tym Ukraińców wysiedlonych z Polski. Pamięć o dramacie
z lat 1944-46, akcji "Wisła", ukraińskich ofiarach na Wołyniu i Galicji Wschodniej,
sytuacji w II RP, zyskiwała prawo bytu w ukraińskiej przestrzeni publicznej.
Niedawno upubliczniono np. dokument o rozstrzeliwaniu na rozkaz marszałka
Edwarda Śmigłego-Rydza w 1938 r. Ukraińców, którzy walczyli w obronie
Zakarpackiej Ukrainy. O ile w Polsce temat był częściowo znany,
mówił o tym prof. Ryszard Torzecki, dla ukraińskich historyków to odkrycie.

Wraz z odradzaniem się pamięci o tragedii nie tylko etnicznych Ukraińców,
ale też Polaków, krymskich Tatarów, Żydów odradzała się po latach totalitaryzmu
pamięć o Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińskiej Powstańczej
Armii (UPA).
Ze względu na okoliczności była to często bezkrytyczna pamięć.
Dodatkowym elementem była aktywność – podobnie jak to miało miejsce w innych
postsowieckich krajach: Estonii, Łotwie, Litwie – środowisk kombatanckich
i emigracyjnych kultywujących przedwojenny model patriotyzmu oraz akcentujących
potrzebę zwalczania sowieckiego i postsowieckiego modelu przeszłości.

Presja Rosji

Na te aspekty pamięci i w końcu na politykę pamięci miała przeogromny wpływ
presja Rosji oraz niegasnąca aktywność postkomunistycznych i prorosyjskich sił.
Działania prorosyjskiej agentury wpływu były obecne przez 25-letni okres
ukraińskiej niepodległości. Na odcinku polsko-ukraińskim jej aktywizacja była
szczególnie widoczna w 2013 r. Aktywność deputowanego Partii Regionów,
obecnie obywatela Rosji Wadyma Kołesniczenki, Igora Markowa, uciekiniera
z Odessy, byłych kagiebistów jak Zorż Dygas, nie ograniczały się do Ukrainy.
Podjęli oni współpracę z PSL oraz ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim
m.in. przy organizacji kijowskiej wystawy o Wołyniu, konferencji prasowej,
wizycie Kołesniczenki w Sejmie RP w trakcie debatowania nad uchwałą
w 70. rocznicę rzezi wołyńskiej w 2013 r. Z Kołesniczenką spotykali się
liczni czołowi polscy politycy, przywiózł do Warszawy propozycję
Partii Regionów i komunistów, by wspólnie wystąpić przeciwko "odradzaniu
się faszyzmu na Ukrainie".

Wspomniane wydarzenia oraz lawirowanie władz ukraińskich w okresie
prezydentury Leonida Kuczmy między kilkoma – często sprzecznymi –
modelami przeszłości (postsowieckim, nacjonalistycznym i liberalnym),
silny zwrot w stronę Rosji po 2010 r. – to współczesne składowe budujące
ukraińską wrażliwość na historię.
Odnosi się to również do kwestii Wołynia, polskich ofiar i artykułowanych
ze strony RP od lat 90. oczekiwań.

Wołyńskie manipulacje. Polskie białe plamy

Do tego obrazu ukraińskiego chaosu wokół wyboru modelu przeszłości
warto dodać przykłady nierozliczenia się z białych plam z lat 40.
z polskiego podwórka.
Nie po to, by usprawiedliwiać stronę ukraińską, ale by pokazać, że stronie,
 która często operuje wielkimi kwantyfikatorami – "pojednania w prawdzie",
"zadośćuczynienia ofiarom", poczuciem wyższości etycznej
("my uporaliśmy się z prawdą o Jedwabnem"), też można niejedno zarzucić.
Dwaj byli premierzy Leszek Miller i Jarosław Kaczyński bronią klasycznej
stalinowskiej deportacji – akcji "Wisła". To polska strona zerwała w 2009 r.
"prezydencki" schemat upamiętniania przeszłości. Po naciskach kresowian
nie doszło do odsłonięcia z udziałem prezydentów Lecha Kaczyńskiego
i Wiktora Juszczenki pomnika Ukraińców, którzy zginęli 10 marca 1944 r.
z rąk Armii Krajowej w Sahryniu na Lubelszczyźnie.

Sahryń to dla Ukraińców symbol tragedii kilkudziesięciu ukraińskich wsi
spacyfikowanych przez Armię Krajową i Bataliony Chłopskie.
Po 1989 r. w Polsce żaden zbrodniarz wojenny z Urzędu Bezpieczeństwa,
Ludowego Wojska Polskiego, Wojsk Ochrony Pogranicza, Milicji Obywatelskiej
czy oddziałów partyzanckich różnych orientacji nie stanął przed sądem
za zbrodnie na ukraińskich cywilach. Przeciwnie – w 1997 r. nowelą ustawy
o kombatantach tzw. utrwalacze walczący z UPA pozostali kombatantami,
za kombatantów uznano en bloc także Polaków z Istriebitielnych Batalionów
(bataliony szturmowe) podległych NKWD/MGB (choć zapewne niejeden
z nich miał na rekach krew ukraińskich cywili). W 2013 r. pod pretekstem,
iż odchodzą ostatni świadkowie mordów na Polakach, instytucje państwa
(przede wszystkim IPN) i media głównego nurtu włączyły się w bezprecedensowe
nagłaśnianie tezy o ludobójstwie na Wołyniu.

Dialog ze stroną ukraińską zawieszono, sprawa uchwały stała się elementem
walki politycznej w Sejmie i Senacie. Oprócz sfery polityki Wołyń,
kwestia ofiar z rąk ukraińskich, stała się również fundamentem uproszczonej
narracji, do niedawna właściwej wyłącznie tzw. środowiskom kresowym,
kombatanckim czy też marginalnym ugrupowaniom politycznym.
O ukraińskich mordach na Wołyniu i w Galicji, wbrew twierdzeniom środowisk
kresowych i publicystów, można było w Polsce przeczytać już w latach 50.
O cierpieniach Polaków pisano we wspomnieniach sowieckich dowódców
komunistycznych oddziałów partyzanckich.

Pod presją dat

Obecnie aktywnie lansuje się tezy o: "całkowitym nieistnieniu tematu w PRL",
"traktowaniu w ostatnich latach kresowiaków jak rodzin katyńskich w PRL",
"zamiataniu po 1989 r. tematu pod dywan", "dwukrotnym zabijaniu".
Tymczasem od lat 60. pojawiły się wspomnienia polskich partyzantów
Wincentego Romanowskiego – "Kainowe Dni", Józefa Sobiesiaka – "Przebraże",
"Ziemia płonie", wspomnienia Mikołaja Kunickiego.
Te pozycje wznawiano wielokrotnie, ukazywały się w wielotysięcznych nakładach.
Lata 80. to wysyp literatury wspomnieniowej, monografii oraz prac Edwarda Prusa.
Kwestia zbrodni UPA była również poruszana w prasie. Komuniści manipulowali
tematem Wołynia, ale go całkowicie nie zabraniali. Literatura wspomnieniowa,
 a nie tylko osobiste doświadczenia Polaków, tworzyły podwaliny pod dzisiejsze
emocje.

Klasyk mawiał: jeżeli fakty się nie zgadzają, tym gorzej dla faktów.
Śledztwa dotyczące zbrodni przeciwko Polakom prowadziła jeszcze
Główna Komisja Badań Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, potem przejął je
Instytut Pamięci Narodowej (do tych ustaleń odwołują się dzisiejsi orędownicy
 tezy o ludobójstwie), pracę Ewy Siemaszko "Ludobójstwo…"
sfinansowała kancelaria prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w 2000 r.
Kwaśniewski wspólnie z Kuczmą odsłonili w 2003 r. pomnik Polaków
w Porycku/Pawliwce na Wołyniu.
Prawdą jest natomiast, że zarówno elity polityczne Ukrainy, jak i Polski
(przy czym polskie znacząco mniej) podchodziły do problemu rozliczenia
historycznych kwestii głównie pod presją dat. Po rocznicowych przesileniach
zapominano o dalszych krokach ku rzeczywistemu pojednaniu, m.in. o wspólnym
pomniku ofiar, naturalną śmiercią umarło Forum Partnerstwa.
Miało miejsce zamrożenie dialogu, z którego skorzystały środowiska
propagujące konfrontacyjny model pamięci.
Sprawa nabrała nowego znaczenia po wydarzeniach na Majdanie
i zwrocie Ukrainy ku Europie.

Manipulacje w kwestii wołyńskiej mają różny wymiar.
Chodzi np. o zawyżanie liczby polskich ofiar (100 tys., 200 tys. 500 tys.)
Inną kwestią jest "kanonizowanie" terminu "ofiary akcji odwetowych"
w odniesieniu do Ukraińców, choć w żadnym kodeksie karnym nie ma takiej
kategorii prawnej, nie ma takiego pojęcia w etyce. Mimo to IPN nie podjął
ani jednego śledztwa w sprawie zabójstw Ukraińców na Wołyniu czy
w Galicji Wschodniej.
Z kolei w przypadku zbrodni na terenie Polski sprawy były szybko umarzane
lub zawieszane (np. sprawa Sahrynia). Są też inne tematy tabu.

Z grona kresowian wyłączono np. osoby skłonne dostrzegać ukraińskie racje
(Jacka Kuronia, Jerzego Litwiniuka, zdarzało się, że i prof. Władysława Filara).
Ton w Polsce od końca lat 90. zaczęła nadawać grupa "jedynych prawdziwych
kresowian" i ich sojuszników. Zdarzali się wśród nich, oprócz rzeczywistych
świadków mordów i badaczy, oficerowie Informacji Wojskowej i Ministerstwa
Bezpieczeństwa Publicznego, agent radzieckiego Ministerstwa Bezpieczeństwa
Państwowego (MGB) i Służby Bezpieczeństwa PRL czy osoby niewidzące
 sprzeczności w propagowaniu polskiego ultrapatriotyzmu i współpracy
z byłym oficerem KGB.

Ukraińskie ofiary Chełmszczyzny, pacyfikacji z lat 1944-46, akcji "Wisła"
zaistniały w polskiej przestrzeni publicznej dopiero w okresie Solidarności.
W kwestii ofiar konfliktu nie ma symetrii, polskich było o wiele więcej,
dziwi jednak prawie całkowity brak empatii wobec śmierci ponad 20 tys.
ukraińskich współobywateli. Według obliczeń ukraińskich historyków
z Polski w latach 1939-1947 na ziemiach obecnej RP z rąk polskich zginęło
ok. 12 tys. ukraińskich cywili. Nie znam miejsca, w którym przedstawiciele
władz oddaliby hołd tym osobom, w którym zbudowano pomnik
(oprócz dwóch mogił na Ukraińskim Cmentarzu Wojskowym w Pikulicach).

Mamy natomiast rondo Ofiar Wołynia w Przemyślu, rekonstrukcję rzezi
w Radymnie, tj. miejscach, gdzie w okolicach masowo ginęli także Ukraińcy,
 obywatele RP, potem PRL. Tak jak w PRL za kresy miały uchodzić Bieszczady,
tak teraz lokalną historię pogranicza ma zastąpić wołyńska martyrologia.
Stąd zapewne propogromowe ostrzeżenie prezydenta Przemyśla,
że dopóki Ukraińcy nie przeproszą za Wołyń, mniejszość nie zazna spokoju.
26 czerwca w Przemyślu doszło do ataku na ukraińską procesję.
Jako argumentu uzasadniającego agresję wobec mniejszości ukraińskiej
używa się niejednokrotnie faktu traumy ludzi o kresowych korzeniach.
Z tego powodu ma miejsce wzmacnianie fałszywej symetrii –
Polacy ginęli okrutnie, Ukraińcy w humanitarny sposób.
Okazuje się też, że trauma ukraińskich mieszkańców np. Stargardu
Szczecińskiego, w którym znaleźli się byli mieszkańcy wsi Terka
w Bieszczadach (w tym roku minęła 70. rocznica okrutnego mordu
dokonanego przez WOP), świadków palenia żywcem, tortur nie może
być obecna w polskim dyskursie,można by rzec: nie ma w Polsce prawa bytu.
Całość przestrzeni ma wypełnić jednostronna wołyńska narracja.

W dobie kwestionowania ustaleń odnośnie zbrodni w Jedwabnem,
zbrodni w Pawłokomie (emisja reportażu w TV Trwam z udziałem
m.in.księdza rzymskokatolickiego), silnego etnocentryzmu różnych
środowisk w Polsce, coraz mniej pozostaje nadziei na realne pojednanie.
I winna jest nie tylko ukraińska strona i Wołodymyr Wiatrowycz.

Nie ma winnych albo co nas czeka
Mimo niewspółmiernych do ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej
środków i kadr polski IPN nie przyczynił się w znaczący sposób
do chociażby częściowego obniżenia napięcia.
Program rzetelnego policzenia ofiar się ślamazarzy, na długo zaniechano
dialogu z ukraińskim partnerem. Łukasz Kamiński oraz Andrzej Kunert
(z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa) położyli natomiast
w 2013 r.ogromne zasługi pod obecną jednostronną debatę wokół Wołynia.
W 2013 r. w Sejmie ówczesny premier Donald Tusk przestrzegał,
iż w razie przyjęcia przez Sejm terminu ludobójstwo w odniesieniu
do Wołynia może pojawić się problem uznania za takowe także akcji "Wisła".

W dokumentach śledztwa dotyczącego zbrodni w Pawłokomie stwierdzono,
że nosiła ona ludobójczy charakter. Perspektywa "festiwalu ludobójstw"
stała się na nowo realna. Za ochłodzeniem w relacjach z Ukrainą,
rozpaleniem emocji wokół przeszłości, jak twierdzą badacze,
mogą pójść akty agresji przeciwko Ukraińcom. Że nie jest to teoria,
uzmysłowiły wydarzenia w Przemyślu, trwająca od 2015 r.
akcja niszczenia i profanowania ukraińskich grobów.

Wszystko to dzieje się w czasie, gdy Ukraina zmaga się z agresją Rosji,
a Polska coraz częściej jest przedmiotem nie tylko wojny informacyjnej,
ale także konkretnych pogróżek ze strony rosyjskich polityków i wojskowych.
Aby wyjść z zaklętego kręgu win, potrzeba szerszego spojrzenia na traumy
z przeszłości, tak jak postulowali w 2013 r. prof. Tomasz Stryjek
i Andrij Portnow, odwołania się do doświadczeń innych narodów.
Przykładem może być uporanie się przez państwo niemieckie i Czechy
z pamięcią czeskich masowych mordów na cywilnych Niemcach w 1945 r.
Niemiecka polityka wobec ziomkostw Niemców z Czech, stosunek do ich żądań
są warte uwagi. To, czego dziś doświadczamy w Polsce, wiele mówi o igraniu
od dłuższego czasu polityków głównego nurtu z ogniem nacjonalizmu.
Skutki już widać – antyukraińskie wystąpienia, pod pozorem obchodów
rocznicy Wołynia, są już tam, gdzie ich wcześniej nie było – w Białymstoku,
Chełmie.
Czy ktoś modeluje skutki? Pytanie pozostaje retoryczne.

                                                http://www.liiil.pl/promujnotke


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak opublikować komentarz?

Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to można wybrać:

- NAZWA /ADRES URL - w okienku NAZWA wpisać nick i w okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w komentarzu.